środa, 18 lipca 2012

"Metro 2033" Dmitry Glukhovsky



Autor: Dmitry Glukhovsky
Tytuł: "Metro 2033"
Gatunek: postapo
Moja ocena: 5/6





Człowiek to istota niszcząca. Ludzkość przez setki lat skutecznie niszczyła wszystko, co udało im się osiągnąć w swoim rozwoju. W naszej naturze tkwi wręcz namiętna potrzeba tworzenia czegoś, co pozwoli osiągnąć niezaprzeczalny sukces, nie licząc się z konsekwencjami. W końcu stworzyliśmy bomby atomowe.

Klasyczne fantasy i sci-fi opiera się na „wymyślaniu” teorii istnienia niesamowitych stworzeń w przeszłości/przyszłości, zacofanych lub szeroko rozwiniętych ludzi na innych planetach/innych czasach. Uniwersum „Metra” to inna (chociaż już nie tak bardzo nowa) gałąź fantastyki. Po wojnie atomowej pojawiają się mutanty a „stara” ludzkość musi jakoś zorganizować sobie życie od nowa. Myślę, że najbardziej pociągające w gatunku post-apokaliptycznym jest to, że nie jest on bardzo oderwany od rzeczywistości – jest bardzo prawdopodobne, że kiedyś w końcu dojdzie do wojny atomowej i w jakimś stopniu jest prawdopodobne, że dojdzie wtedy do różnych mutacji. To groźba naszych czasów.

Sięgnięcie po „Metro” było dla mnie ryzykowne, ponieważ z tym gatunkiem nie bardzo miałam do czynienia wcześniej, obawiałam się że nic z tego nie zrozumiem. Obawy były bezpodstawne. To idealna książka dla kogoś, kto dopiero zaczyna interesować się tym gatunkiem albo kto tylko grywał w gry typu „Fallout”. Dla „wyjadaczy” gatunkowych książka może być trochę odgrzewanym kotletem. Dla mnie była idealną pozycją na początek.

W „Metrze 2033” świat przestał istnieć. Jedyną szansą na przeżycie zgnębionych ofiar własnego rozwoju technicznego jest zamieszkanie w mrocznych tunelach moskiewskiego metra - pozbawionym światła, przestrzeni, za to obfitym w tajemnice i niebezpieczeństwa - a to jacyś mutanci, a to wielkie szczury, a tam jakieś głosy w rurach....Metro jest jak jeden wielki, żyjący i niebezpieczny organizm. W tych ludziach tkwi tak silna chęć przeżycia, pierwotny instynkt, że są gotowi ułożyć sobie jakoś życie w każdych warunkach, nawet w piekle. I chodź w metrze sielanki nie ma, rozwijają się i tworzą społeczeństwo. Wydawać by się mogło, że już gorzej być nie może, że jeszcze kilka lat, a ludzkość zemrze w tunelach, jednak oni dalej uparcie usiłują przeżyć.

Głównym bohaterem jest Artem, dwudziestolatek, mieszkaniec stacji WOGN. Otrzymuje specjalne zadanie, którego niepowodzenie może kosztować życie wszystkich ludzi chroniących się w metrze. Jest to dziwna postać, dość dziecinna, lecz jednak odważna. Przez większość książki zadaje głupkowate pytania, które przypominały mi naciągane dialogi z gier  - kim jesteś, co się dzieje z tym miejscem, itd. W dodatku nasz boezpiehater ma niebywałe szczęście, to niestety rownież mnie drażniło. Cała jego wyprawa nie miała by sensu, gdyby nie postaci drugoplanowe, ktore pojawiają się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, popychając fabułę do przodu. I tutaj muszę wspomnieć o największym atucie tejże książki - rożnorodność. W książce pojawia się tak wiele wątkow, postaci, ktore mają swoje poglądy na życie, filozofie i politykę, że "Metro" aż się prosi o kontynuację, bo gdyby Gluhkovski chciał zawrzeć wszystko w jednym tomie, to powieść miała by z dwa tysiące stron. Dobrym pomysłem było stworzenie projektu "Uniwersum Metro2033", ale czy te książki dorownują "Metru" kunsztem, tego nie wiem, jeszcze nie czytałam.

Na prawdę, warto przeczytać. Postacie nie są papierowe, historia jest wiarygodna, klimatyczna, a zakończenie zmusza do pochylenia się nad mentalnością całej ludzkości.

Na zakończenie, parę słow o wydaniu. O ile autor spisał się na medal, tak polscy wydawcy powinni się wstydzić. W książce pełno literowek i błędow fleksyjnych - zazwyczaj nie zwracam na takie rzeczy uwagi, jednak tym razem bardzo mnie to irytowało, dlatego zaniżam ocenę całości, a szkoda, bo to przecież nie wina autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz