piątek, 22 czerwca 2012

Odpoczynek od fantastyki, czyli przeczytałam "Witaj na świecie, Maleńka!" Fannie Flagg




Autor: Fannie Flagg
Tytuł: "Witaj na świecie, Maleńka!"
Cykl: Elmwood Springs
Gatunek: literatura współczesna
Moja ocena: 4/6






Telewizja, jeden z najpopularniejszych środków przekazu, gości dzisiaj niemal w każdym domu. Oglądamy wiadomości, bombardujące nas informacjami o morderstwach, napadach, wojnach i terrorystach, lubimy nieskomplikowane programy o sławnych ludziach, talk-show, wywiady z celebrytami. Oglądamy ją codziennie, przywiązując się z czasem do prezenterów, a jeżeli kogoś lubimy, to wierzymy w jego słowa bezkrytycznie. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że telewizja może kłamać - że każda, najbardziej wiarygodna informacja może być półprawdą albo przekłamaniem. Nie zdajemy sobie sprawy, ile ludzi ucierpiało przez media. Książką, ujawniającą kulisy sieci telewizyjnej, jest "Witaj na świecie, Maleńka!" autorki znanej przede wszystkim ze swojej najlepszej książki "Smażone zielone pomidory".


Fani, przyzwyczajeni do tego, że główna oś akcji w powieściach pani Flagg umiejscowiona jest w małych miasteczkach, mogą się lekko zdziwić. Dena Nordstrom mieszka w Nowym Jorku, a ze swoją małomiasteczkową rodziną z Elmwood Springs ma niewiele wspólnego. Autorka przenosi nas raz tu, raz tam, zmieniając również czas wydarzeń. Śledzimy losy Deny, a zaraz potem przenosimy się do domu Normy i Macky'ego, ciotki Elner lub Sąsiadki Dorothy. Z pozoru nie mają ze sobą wiele wspólnego, Dena mieszkała w Elmwood Springs jedynie do czwartego roku życia i nie wiele pamięta z tego okresu. Okazuje się jednak, że miasteczko pamięta ją bardzo dobrze.


Dena musiała szybko dorosnąć w wieku piętnastu lat. Splot wydarzeń spowodował, że stała się miłą, jednak zamkniętą w sobie dziewczyną, dla której praca stała się złotą klatką dzielącą ją od problemów z przeszłości. Nie liczy się dla niej nikt, nawet jedyna rodzina jaka jej pozostała, czyli Norma, Macky i ciotka Elner. Posiada jedyną przyjaciółkę, z którą przez lata nie utrzymuje kontaktu. Obraca się w świecie zakłamań, pracuje z ludźmi, którymi się brzydzi, byle tylko wspiąć się na kolejne szczeble kariery. Mamy okazję przeczytać o zakłamaniu w świecie telewizji, o tym jak dla ludzi liczą się tylko pieniądze; jak jedna, drobna, przekłamana lub nie wyjaśniona do końca informacja może zmienić czyjeś życie; stworzona bez skrupułów, po to tylko, by przyciągnąć większą oglądalność. Dena nie dba o siebie, trafia w końcu do psychiatry, który powolutku, małymi kroczkami pomaga uświadomić jej, jak jałowe prowadzi życie.


Książka w swej konstrukcji przypomina budowę pudełkową. W jednym pudełku schowane są inne, mniejsze pudełka. Mamy tutaj główną oprawę, czyli pudełko największe - świat mediów i zjawiskową, sławną Denę, która z początku jest kreowana na bezduszną karierowiczkę. Wydaje się, że to zwykła powieść o robieniu kariery. Te drobniejsze pudełka, to psychologia, humor, opisy, jedzenie, świetnie skonstruowane postacie, ciepło rodzinne; ale też bezduszność i wyrafinowanie, pojawia się też niespodziewanie typowy dla autorki motyw dyskryminacji rasowej, mamy w końcu miłość, która ma wiele obliczy. Niestety, jest też schematyczność i szufladkowanie, która bardzo, ale to bardzo przeszkadzała mi w pozytywnym odbieraniu tej powieści. Mam na myśli celowe porównanie życia Deny i gospodyń domowych, z których czytelnik może odebrać prosty przekaz autorki: Babo, do garów, do kościoła, do rodzenia! Nie można osiągnąć szczęścia jedynie poprzez rozwijanie kariery, która spycha rodzinę na dalszy plan. Kobieto, masz umieć gotować i rodzić, robienie kariery nie wyjdzie ci na dobre, bo wpadniesz w nerwicę. W dodatku na pewno nie będziesz miała czasu na kościół. Może i trochę przesadzam (w końcu doktor Elizabeth jest psychiatrą i wykonuje typowo męski zawód, mimo to i tak się dowiadujemy, że jest samotna), jednak nie da się ukryć - Dena zatraciła się w swojej karierze jedynie dlatego, że w dzieciństwie przeżyła traumę, gdyby nie to, na pewno założyła by rodzinę. I wierzyła w Boga. Jenak można autorce to wybaczyć, bo gospodynie z Elmwood Springs są naprawdę zabawne i ciepłe, a historia Deny wzruszająca. Puentę można skwitować ironicznym uśmieszkiem i nie przejmować się nią za bardzo.


Mimo wszystko, książka mi się podobała. Pomijając schematyczność, jest to mądra opowieść o tym, jak bardzo ludzie potrafią zniszczyć sobie nawzajem życie dla własnych korzyści lub przez głupie uprzedzenia. Pokazuje sielankowe, nie mające racji bytu w dzisiejszych czasach życie w małym miasteczku. Nie mające racji bytu, bo w końcu nie zdarza się już, by w miasteczku mieszkali tak zżyci ze sobą sąsiedzi, wszyscy jednakowo dobrzy i bezinteresowni. Przecież nawet na wsi tkwi w domach ukryta patologia. Jednak dzięki Fannie Flagg chociaż na chwilę możemy uwierzyć, że istnieją jeszcze takie cudowne miejsca i wystarczy tylko chcieć , by w nich zamieszkać.

1 komentarz:

  1. Zapowiada się bardzo przyjemnie. ;)
    Serdecznie pozdrawiam i zapraszam na nowego posta:
    http://zirtael-bibliomaniak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń